MAGDA

Zobacz prawdziwe metamorfozy naszych klientów

MAGDA

Jestem absolutną przeciwniczką kultu chudych kobiet i kanonu piękna, który kreują media. Najważniejszy jest dystans do siebie i wewnętrzna zgoda na to, jaką się jest. Jednak kiedy stawałam przed lustrem w przebieralni sklepowej i coraz częściej chciało mi się płakać, zaczęło do mnie docierać, że mimo wszystko przestaję akceptować swój wygląd. Szalę przeważyło zdjęcie z wakacji, którego nie tylko nie wrzuciłam na Facebooka, ale i natychmiast usunęłam z pamięci… niestety tylko telefonu. A może i całe szczęście, że z tej ludzkiej wcale nie tak łatwo wykasować ekstremalne doświadczenia.

Postanowiłam od razu napisać do trenerki z Trener Proforma, żeby się nie rozmyślić, bo w przypadku diety i aktywności fizycznej słomiany zapał to moje drugie imię. A skąd trenerka Alina akurat? Dzięki doniesieniom internetowym wiedziałam, że pracuje w Trener Proforma z ludźmi mającymi podobne zdanie na swój temat i odnosi na tym polu sukcesy. Ponadto chciałam dać jej szansę odegrać się za wszystkie kartkówki z lektur, z którymi nie radzili sobie nawet ci, którzy książki czytali. Przede wszystkim jednak każdy dodatkowy motywator był istotny, a zrobić sobie wstyd przed uczennicą – to byłoby co najmniej nie na miejscu. Przecież trzeba zachować twarz mimo wszystko! To była najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć!

Akcję o kryptonimie „Belferska metamorfoza” rozpoczęłyśmy – jakżeby inaczej – na początku roku szkolnego. Na starcie wydarzyła się jeszcze jedna sytuacja, o której koniecznie chciałam tutaj wspomnieć, bo powinna być sugestią dla każdego z nas. Kiedy trenerka zleciła mi serię badań, żeby dobrze ocenić stan mojego zdrowia i jednocześnie wykluczyć inne przyczyny tycia oprócz mojego obżarstwa, postanowiłam umówić się na wizytę do mojej pani doktor internistki. Chciałam ją uczciwie poprosić o wypisanie skierowania, bo – nawiązując do słów jednej z pań lubujących się w wyszukanych broszkach – te badania mi się po prostu należały  Ku mojemu zaskoczeniu lekarka nie robiła żadnych problemów, mało tego, wypowiedziała zdanie, które stało się moim mottem na cały czas diety: Bardzo dobrze! Bo jeśli same o siebie nie zadbamy, to nikt o nas nie zadba!

A potem machina ruszyła. Nastąpiła nieoczekiwana zmiana miejsc i teraz to ja musiałam odpowiadać na trudne pytania, rozliczać się z postępów i dbać o wyniki wpisywane do dziennika. Mówi się, że zemsta jest słodka, ale w moim przypadku była niskowęglowodanowa  Okazało się, że nie rezygnacja ze słodyczy czy mniejsze porcje jedzenia są największym problemem – największą bolączką stało się ograniczenie ilości… pieczywa. Mało brakowało, a chodziłabym do piekarni powdychać zapach mąki albo zmusiłabym producentów odświeżaczy powietrza do wyprodukowania na zamówienie takiego zapachu do domu. Nie mieściło mi się w głowie, że można się najeść śniadaniem czy kolacją bez kilku magicznych kromeczek. Jak bardzo się myliłam! Teraz zjadam omlet z bananami i płatkami owsianymi czy serek z rzodkiewką i szczypiorkiem aż uszy mi się trzęsą i naprawdę na długo zapominam o tym, że potrzebuję kolejnej dawki kalorii! A kasza jaglana? Odkrycie roku i bezwarunkowa miłość od pierwszego widelca. A wiedzieliście o istnieniu cukru kokosowego? Bo ja przed dietą nie.

Świat kulinariów okazał się fascynujący i dużo bardziej kolorowy niż myślałam przez ostatnie trzydzieści pięć lat. Nareszcie zniknął również problem, który chyba nie tylko mnie potrafi zepsuć część dnia – co zrobić na obiad? Dieta jest skonstruowana tak, że jeden zestaw produktów daje szansę na kilka albo nawet kilkanaście kombinacji. Mnie nie tylko zainspirowała do poszukiwań w internecie, ale też pozwoliła uwierzyć w siebie i uznać, że jednak potrafię coś tam ugotować.

Podejrzanie bezproblemowo i słodko to wszystko brzmi, prawda? Mimo diety niskowęglowodanowej  Były momenty kryzysowe. Pierwszy poważny po około miesiącu, kiedy warzywa z patelni zaczęły mi rosnąć w ustach – naprawdę ich nie znoszę… Były chyba tylko pretekstem do wyrażenia żalu, że wcale nie jest łatwo. Ale tego nikt nie obiecywał! Ale w myśl zasady, że nic co łatwe nie daje satysfakcji, po konsultacji z Aliną walczyłam dalej, zamieniając warzywa z patelni na surówki. Kolejny trudny moment, poważniejszy, moim zdaniem, to była redukcja posiłków z czterech do trzech. Okazałam się niedowiarkiem i kiedy Alina tłumaczyła, że trzeba pić dużo wody, a wtedy głód będzie mniej odczuwany, pukałam się w czoło. Jak bardzo się myliłam… Znowu

Oprócz specjalnie dla mnie rozpisanej diety omówiłyśmy dokładnie plan związany z ruchem. Zdecydowałyśmy, że kontynuuję dobry nawyk porannego pływania na krytym basenie, tylko zwiększam dystans, żeby był jakiś postęp. Oprócz tego umówiłyśmy się, że trzy razy w tygodniu będę przychodziła na zajęcia fitness, dowolnie przeze mnie wybierane. Mimo zaciśniętych zębów, frustracji, zniechęcenia na początku, stopniowo odnajdywałam się jakoś w grupie fantastycznych współćwiczących pod wodzą genialnych instruktorek – Alina, Ewelina, Magda, Aneta, Iwona – lepszych trenerek nie ma! Takiej atmosfery nie znalazłam w żadnym innym klubie fitness.

Moja metamorfoza to oczywiście te dwadzieścia dwa kilogramy na minusie i te wszystkie miejsca, które się zmniejszyły o konkretne centymetry, ale to przede wszystkim zmiana w moim sposobie myślenia – nie chodzi mi wyłącznie o nawyki żywieniowe. Jestem pewna siebie, moje kompleksy z lekcji W-F zostawiam w szatni, mam takie poczucie, że teraz mogę wszystko! Normalnie jak finalistka „Projekt Lady”… tylko gdzie te perły?

Magda, pseudonim „Nauczycielka”

PS Miny tych, których spotykam teraz po kilku miesiącach, bezcenne!

 

Waga przed / po:

79kg / 59kg

Czas trwania

36 tygodni

Talia

104cm / 84kg

Biodra

107cm / 97cm

Udo

61cm / 51cm

Lorem ipsum dolore maldi conseco elti

WYMIARY

WŁASNA METAMORFOZA

7-dniowa opieka dietetyczna